piątek, 31 marca 2006
czwartek, 30 marca 2006
wtorek, 28 marca 2006
Wiosenne zasilenie
Wiosna u jednych wywołuje wiosenne przesilenie, u innych wyzwala niespożyte pokłady energii. Jaśminka okazała się należeć do tej drugiej grupy. Nadal co prawda nie raczkuje, ale zupełnie nie przeszkadza jej to w intensywnym odkrywaniu świata. Na leżaczku nie usiedzi spokojnie, tak jak do niedawna jeszcze, kiedy wystarczało jej obserwowanie co się dookoła dzieje. Nie, teraz musi dotknąć rzeczy leżących obok, czyli wygina się cała przez bok leżaczka, zapiera nogą o drugi bok i potrafi złapać nawet gazetę, nie mówiąc już o rzeczach bardziej wystających ponad stół. Tym samym skończyło się spokojnie jedzenie obiadu w towarzystwie Jaśminki na stole, bo teraz ona koniecznie chce nam dosięgać talerzy i co tam jeszcze ciekawego zobaczy i nie chodzi nawet o to, że zabierze, ale wygina się tak, że mnie boli jak patrzę na te pozycje i zaczynam się obawiać, że w końcu z całym leżaczkiem wyląduje mi w talerzu.
Poza tym usypianie w dzień zrobiło się bardzo męczące dla osoby usypiającej, bo Jaśminka w zasadzie usypia sama, ale musi być zostawiona w odpowiedniej pozycji i nie mieć ochoty tej pozycji zmieniać. Bo na brzuszku nie zaśnie. Układam więc ją na pleckach, smoczek, miś z jednej strony główki do przytulenia, piesek z drugiej, wychodzę. Przychodzę za 3 minuty, Jaśminka głową w nogach łóżeczka, misie rozwalone, zadowolona się bawi. Poprawiam, smoczek, misie, wychodzę. Za 3 minuty ona w poprzek na brzuszku, noga między szczebelkami, bawi się troczkiem od ochraniacza. Odkładam na plecki (oczywiście ryk), smoczek, misie, głaszczę po buzi „śpij Jaśminka”, wychodzę. Za 2 minuty wchodzę Jaśminka ciągnie się za szczebelki na brzuszek, wylądowała na samym boku łóżeczka tak, że nie ma pola manewru dla rączek więc woła pomocy. Odkładam na plecki (ryk, nie o to chodziło najwyraźniej), smoczek, misie, głaszczę po buzi, wychodzę… I tak z 15 razy zanim w końcu zaśnie. No tak, w końcu usypia sama, ale dlaczego dziecko trące oczka, ziewające i marudne ze zmęczenia położone do łóżeczka nagle śpiące być przestaje i pół godziny się gimnastykuje??
Że już nie wspomnę o skarpetkach, które ściągane są z nóżek z częstotliwością 100 razy na godzinę, super zabawa, a najśmieszniej, gdy ktoś próbuje je założyć z powrotem, bo się wtedy ciągnie w drugą stronę i uśmiać się można za wszystkie czasy.
poniedziałek, 27 marca 2006
Marcheweczka z apetytem :)
Hurra! Nareszcie!!! Po 2 tygodniach prób (przerwanych tygodniem rotawirusa) – namawiania, wtykania na siłę, krztuszenia się i krzywienia dziś wreszcie Jaśminka zjadła ładnie całą porcję jabłka z marchewką, sama otwierała buzię na widok łyżeczki (!) i łykała bez wypluwania na brodę i rozcierania po całej twarzy. Mam nadzieję, że to nie jednorazowy incydent i jutro będzie powtórka :).
sobota, 25 marca 2006
czwartek, 23 marca 2006
Zasypianie
Jaśminka bardzo ładnie od jakiegoś czasu usypia sama, wystarczy tylko smoczek i misie do przytulenia. Czasem jednak pomimo tarcia oczek i ziewania odłożona do łóżeczka nagle śpiąca być przestaje i okazuje się, że są ważniejsze sprawy niż spanie. Miśki niech więc sobie śpią w zagrodzie gąbkowej, co by im się główki nie poobijały o szczebelki, a Jaśminka musi jeszcze parę rzeczy posprawdzać i zbadać.
środa, 22 marca 2006
sobota, 18 marca 2006
Siedzę!
Nareszcie posadzona Jaśminka nie leci na boki ani nie musi podpierać się rękami. Wytrzymuje coraz dłużej, teraz już jakieś 5-10 minut i bawi się swobodnie zabawkami. Przy tym małe łapki mają zaskakująco daleki zasięg, czego przykre skutki odczuwalne są zwłaszcza, gdy dziecko siedzi w leżaczku na stole. Nagle nie wiadomo jak sięga do wazonu z tulipanami i w ułamku sekundy łapie za liść przewracając całość albo w tajemniczy sposób na rączkach oraz oczywiście ubranku znajduje się dżem, który w słoiczku stał dwa metry od leżaczka.
środa, 15 marca 2006
Rotawirus
Pierwsza poważna choroba Jaśminki. Pierwsza taka, przy której poza objawami (gorączka, płytki oddech, częste brzydkie kupki i wymioty) było wyraźnie widać, że dziecko jest chore – taka była słabiutka, chorutka, że nawet nie miała siły bawić się ani marudzić. Najgorsza była pierwsza doba, kiedy nie wiedzieliśmy jeszcze co to jest, a gorączka w nocy nie ustąpiła. Nie mogłam znaleźć sobie miejsca w domu ani myśleć o niczym innym, ciągle chodziłam i sprawdzałam czółko śpiącej Jaśminki. Nie wyobrażam sobie jak funkcjonują rodzice ciężko chorych dzieci, bo ja przez te pierwsze godziny czułam się jak przywalona kamieniem.
Z tego co czytam o rotawirusach (niemowlaki są hospitalizowane z powodu dużego ryzyka odwodnienia) to mieliśmy i tak dużo szczęścia. Albo trafiła nam się jakaś słabsza odmiana, albo leki homeo pomogły, bo w niecałe 24 godziny gorączka całkowicie zeszła, Jaśminka odzyskała humorek i została tylko umiarkowana biegunka. Gdzieś czytałam, że dziecko przechodzi rotawirusa tylko raz i nabywa naturalną odporność na przyszłość. Mam nadzieję, że to prawda.
poniedziałek, 13 marca 2006
Trzynastego...
Jaśminka obudziła się w dobrym humorku po przedpołudniowej drzemce, przełożyłam ją na brzuszek (w łóżeczku z niewiadomych przyczyn sama się nie przekręca) i ładnie bez marudzenia bawiła się jakieś 15 minut. Po tym czasie wchodzę do sypialni i czuję lekki smrodek, rozglądam się za Radarem, ale on w drugim pokoju niestety, więc biorę małego srajtka i co widzę? Nie dość, że kupa to jeszcze przesikana pielucha i cały bok mokry, musiało być już wcześniej, jak mogłam nie zauważyć??… Na przewijak, szybko rozbieram, bo przecież dziecko w mokrym leżało, zmywam mega kupę, która pływa w pieluszce, dawno już takiego giganta nie było. W tym czasie oczywiście wykipiała zupa, bo widać jeszcze za mało atrakcji. Wszystko zabiera zbyt dużo czasu i jak Jaśminka czysta, sucha i pachnąca siada na leżaczku w kuchni, a ja biorę się do podgrzewania marchewki okazuje się, że głód dziecko ma już nie do wytrzymania i czekać dłużej nie będzie. No dobrze, to najpierw damy mleczka, a potem warzywka, może w ten sposób lepiej pójdą, myślę sobie. Jaśminka najedzona wraca na leżaczek, wesoło się uśmiecha gdy ja jem i w międzyczasie grzeję jej jedzenie. Po około 15 minutach od mleczka próbujemy marchewkę z ziemniaczkiem, niby o wiele smaczniejsze. Jednak wystarczyło, że łyżeczka dotknęła do ust, nawet nic nie znalazło się jeszcze na języku i Jaśminka się wzdryga. Próbuję dalej wciskając łyżeczkę do buzi (wczoraj udało się nawet 3 łyżeczki w ten sposób przemycić, międliła, międliła aż w końcu przełknęła), co znów spowodowało wzdrygnięcie i odruch wymiotny… tym razem jednak brzuszek był pełny no i chlusnęło mleko z buzi… Uratował nas jedynie śliniak plastikowy z kieszonką na dole, bo cudem jakimś prawie wszystko tam się znalazło, a nie na mnie. I trochę oczywiście na spodenkach, a co tam, że przed chwilą były założone czyste po przesikaniu. Po kolejnym przebraniu mogłyśmy wreszcie spokojnie pójść na spacerek :).
niedziela, 12 marca 2006
czwartek, 9 marca 2006
Kubiś
Dziś byliśmy w gościach u starszego o 3 miesiące kolegi Jaśminki. Najpierw wspólny spacerek, podczas którego Kubuś próbował bezskutecznie zaczepiać Jaśminkę ze swojego wózka uśmiechając się zachęcająco do niej i próbując dosiegnąć ją rączką, a potem zabawa. Dziubalinka była tak zafascynowana nowymi zabawkami, że leżała bez marudzenia na brzuszku ponad pół godziny i nic poza tym nie istniało. A Kubuś po początkowych próbach nawiązania bliższego kontaktu (poklepywanie po pleckach i głaskanie po głowie, jak na prawdziwego dżentelmena przystało :)) wobec braku odzewu ze strony Jaśminki zniechęcił się i zabrał się do swoich spraw. Najwyraźniej nasza dziewczynka nie dorosła jeszcze do zabaw z chłopakami :) Albo może woli Felka?? :)
wtorek, 7 marca 2006
Marcheweczka
Choroby wyleczone, marchewka z eko sklepu zakupiona i oto wreszcie nadszedł dzień odmiany od cyca. Jak widać na załączonych obrazkach dla Jaśminki był to szok, trudno powiedzieć czy w ogóle cokolwiek z wrażenia przełknęła patrząc po tym co zostało na śliniaku :). No, ale jutro kolejna próba, może tym razem bardziej udana.
poniedziałek, 6 marca 2006
Walec
Nowa super zabawka - przy leżeniu na brzuszku świat widoczny jest z lepszej, wyższej perspektywy, miękko i rączki wolne. A stópki powoli zaczynają przybierać właściwą do raczkowania pozycję. Poza tym cały walec jest leciutki i w środku ma grzechoczące kulki, więc jak się nie leży to można sobie nim pomachać i zajadać :).
niedziela, 5 marca 2006
środa, 1 marca 2006
7 miesięcy :)
W związku z ukończeniem 7 miesięcy Jaśminka postanowiła wreszcie ruszyć z miejsca. Wczoraj wieczorem wykonała pierwszy pełz w tył, dziś była powtórka. Póki co są to pojedyncze incydenty, no ale od czegoś trzeba zacząć. Do przodu na razie nie bardzo jej wychodzi, choć usilnie próbuje, gdy położy jej się coś szczególnie interesującego (czyli pilota, paczkę chusteczek czy kawałek folijki) poza zasięgiem. Cała się wyciąga, pupkę unosi do góry, ale jakoś nie załapała jeszcze techniki odepchnięcia się stopą od ziemi.