Rysunki
Jaśminka rysuje z tatą. Wciąż jeszcze nie bardzo wychodzą jej samochody, więc poprosiła o pomoc - rysują równolegle, tata na swojej kartce, Jaśminka na swojej. Zaczynają od kółek - u Jaśminki oczywiście dwa ogromne zamaszyste koła, itd. A buzia jej się nie zamyka nawet na sekundę:
- Mój to wysiedł jak tlaktol... Kółka mu jeście pomaluję. Mój to wysiedł niezły. A twój, ziobać, ty to nawet kółek mu nie chcieś pomalować. Moje kółka będą jak jabłka, bo takie cielwone. Ha ha ha!
Najbardziej rozbraja mnie jej totalna wiara w siebie i swoje możliwości. Pamiętam, jak sto lat temu pracowałam w przedszkolu i jakie smutne wrażenie robiły na mnie 5-latki, które nawet nie chciały spróbować, tylko stwierdzały 'ja nie umiem narysować psa / konia / ...'. Dla Jaśminki nie ma rzeczy niemożliwych, co najwyżej stwierdzi beztrosko 'jakiś dziwny mi wysiedł ten tygjys', nie przejmując się zupełnie, że nie jest on podobny do niczego.