Czytanie bajki przed snem jest stałym elementem naszego wieczornego rytuału. Mamy kilka ulubionych książeczek ze sztywnymi stronami, na tyle krótkich, że Jaśminka bez trudu skupia na nich uwagę do końca, a samo czytanie nie zajmuje więcej niż 3 minuty.
Wczoraj jednak, gdy jak zwykle usadowiłyśmy się na dużym łóżku, Jaśminka postanowiła nieco zmodyfikować rutynę, najwyraźniej uznając, że zna już treść bajki lepiej od mamy. Zabrała mi książeczkę z rąk, zeszła z kolan i ze słowami: „Sia!” usiadła obok. I zaczęła czytać, modyfikując głos odpowiednio: „Pfffrhhhhttttthrfffrrrrbb! Nie ma.” Przewróciła stronę „Thhhrrrbbffffthrrrr! Nie ma.” I dalej w tym stylu następne dwie strony :). Zostanę pewnie posądzona o ignorancję, złośliwość i niedocenianie umiejętności narracyjnych własnego dziecka, ale… Słuchając tego uroczego monologu nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że, ponieważ „nie ma” jest jedynym dłuższym wyrażeniem, którego wyartykułowanie przychodzi Jaśmince wyjątkowo łatwo, używała ona tego zwrotu nie w celu stwierdzenia braku czegoś. Bajka jest bowiem o myszach, które poszły na wycieczkę. Chodziło raczej o to, by Jaśminkowe ‘czytanie’ brzmiało doroślej, a nie jak gaworzenie niemowlaka, którym nasza dziewczynka już się nie czuje!