Home sweet home :)
I jesteśmy z powrotem. Dziesięć dni minęło nie wiadomo kiedy, bo, w przeciwieństwie do tego co kiedyś myślałam, życie z dzieckiem płynie nie wolniej ale co najmniej dwa razy szybciej niż normalnie i ledwo dzień się zaczyna, a już pora kąpieli i chwila oddechu, gdy maleństwo słodko śpi.
Wyjazd super. Bardzo się bałam, jak Jaśminka zniesie tak gwałtowną zmianę miejsca pobytu i codziennych rytuałów, ale okazało się, że zaadaptowała się do nowych warunków bardzo szybko i już po dwóch dniach nieznacznego marudzenia i płaczków przed snem zupełnie się wyluzowała i marudziła w normie, a wieczorem zasypiała sama gadając jak zwykle z misiami. Widocznie nasza obecność i obecność znanych jej przedmiotów zapewniała w wystarczający sposób naszej dziewczynce poczucie bezpieczeństwa. To miłe i bardzo nas to cieszyło. Któregoś dnia poszliśmy na turecki targ - pełno ludzi pokrzykujących, obijających się o wózek, uśmiechających się do Jaśminki... I znowu bałam się, że ją to będzie drażnić i zrobi się marudna, a jednak natłok ludzi i dźwięków wydawał się zupełnie jej nie obchodzić. Siedziała sobie w wózku w swoim świecie, zajęta zabawkami na sznurku lub rozglądała się wokoło gadając do siebie.
A w domu wrescie prawdziwa kąpiel w wanience! Jaśmince tak się podobało, że wyciągnięta z wody zupełnie nie marudziła, jak ma to w zwyczaju, podczas wycierania, nacierania i ubierania. Dostała w rączki nowego drewnianego zajączka - grzechotkę i zajęła się wysysaniem mu łapek całkowicie po tym pływaniu wyluzowana.
0 Comments:
Prześlij komentarz
<< Home