poniedziałek, 27 lutego 2006

Choroby

Dopadł nas jakiś wirus parę dni temu. Mnie i Jaśminkę. I nie odpuszcza :(. Dobrą stroną tego jest to, że obie jesteśmy chore, więc teoretycznie z moim mlekiem Jaśminka pije przeciwciała. I może dlatego u niej to lżej przebiega. Wczoraj wieczorem katarek zaczął schodzić wreszcie, ale za to pojawił się kaszel. Gorączki nie ma no i na szczęście Dziubalinka w dobrym nastroju – uśmiecha się i gada tak często jak zwykle, więc chyba ta infekcja jej tak bardzo nie przeszkadza. Poza tym choroba w cudowny sposób ucicha w czasie snu i nie zakłóca go – nosek się odtyka, kaszlu nie ma. Na ten kaszel zaczęliśmy dziś podawać syrop, pierwszy raz i okazało się, że syropków Jaśminka zdecydowanie nie lubi i nie zamierza takiego gęstego paskudztwa połykać. W efekcie cała buzia polepiona, syrop na ubranku i wszędzie dookoła (całe szczęście, że maleństwo nie umie pluć na odległość :)) a do gardła raczej nic nie dotarło. Udało się podstępem – wielbicielce smoczka na szczęście nie przeszkadzało, że dostaje go upaćkanego słodkim paskudztwem, ale jakie ilości uda się przemycić na smoczku, nawet kiedy akcja jest powtarzana kilkakrotnie??


wegedzieciak.pl