wtorek, 8 maja 2007

Choroby i majówki

Ciężkie dwa tygodnie za nami. Zaraz po powrocie ze Stoczka Jaśminkę dopadł jakiś wirus jelitowy. Najpierw wymioty, potem biegunka i na koniec trwający w sumie 10 dni totalny brak apetytu. Przez cały dzień zjadała parę łyżeczek kleiku ryżowego i 2-3 chrupki kukurydziane. NIe chciałam nawet sprawdzać ile schudła. A do tego wszystkiego przez cały ten czas była maksymalnie przyklejona do mnie. Nawet ukochana babcia była odpychana, a Jaśminka wpadała w histerię, gdy mama znikała z pola widzenia. Koszmar. Po pięciu dniach choroby, kiedy wydawało się, że wszystko już dochodzi do normy, wyjechaliśmy na 'majówkę'. Do Smukały, do Babci Asi i Dziadka Tomka. Jednak nie był to koniec choroby, Jaśminka nadal była marudna, a nienajlepsza pogoda sprawiła, że prawie wcale nie chciała wychodzić na dwór. Mimo wszystko było bardzo przyjemnie, bo obecność Babci i Dziadka pozwalała mi chociaż na chwilę odkleić Jaśminkę od siebie i odpocząć. A potem pojechaliśmy na Warmię, w cudowne miejsce leżące nad samym jeziorem. Duży drewniany dom z tarasem nad jeziorem, przepiękna okolica i bardzo miłe towarzystwo. Jaśminka już odzyskała apetyt i bez przerwy jadła, jeśli nie kaszki czy zupki, to 'siupy' czyli chrupki. Non stop. Poza tym pierwszy raz w życiu płynęła łódką i zajadając się chrupkami nawet wyglądała na zadowoloną z wycieczki, chociaż obawiałam się, że będzie chciała 'opa!' po 5 minutach, tak jak było z jazdą na koniu :). Ale nie, pływaliśmy dość długo i było bardzo przyjemnie. Ten cudowny zapach wody! Tylko niestety do samego końca pobytu tam Jaśminka była wciąż przyklejona do mnie, dopiero w domu odzyskała dawne siły i ochotę na samodzielną zabawę. Zupełnie inne dziecko, ufff.


Po prawej stronie, za drzewami, jest jezioro.

wegedzieciak.pl